Wybuch Wojny Światowej
W roku 1914 ukończyłem Szkołę Podstawową w Podolu i w tym roku powstała wojna, w której Polacy z zaboru Rosyjskiego musieli walczyć przeciwko Polakom z Zaboru Austryjackiego i z Zaboru Niemieckiego. Został powołany do wojska Rosyjskiego szwagier Kowalski [ur. 1875 - miał 39 lat] i brat Franciszek [ur. 1892 - miał 22 lata].
W czasie starcia Rosjan z Niemcami znajdowałem się w Podolu. Rosjanie wycofując się w kierunku na Opatów, Staszów, Kielce, pozostawili 1 komp. wojska w sile 200 żołnierzy, którzy okopali się na wałach muru cmentarnego i nad skałami w Ptkanowie. [fragment nieczytelny] z Ćmielowa do Opatowa, a sami byli mało widoczni.
Armia Niemiecka była tym zaskoczona i poniosła duże straty. Niemcy chcąc zdobyć Ptkanów musieli użyć artylerii i rzucić dużej ilości piechoty. Walka trwała 4 godziny i było dużo rannych i zabitych. Po zakończonej walce Niemcy skierowali artylerie drogą na Ptkanów, obok zabudowań brata. Na zakręcie drogi stał od strony ogrodu wierzba, a na przeciw jej był trzęsawiska. Armatę ciągnęła czwórka koni, a na przedzie na jednym z dwóch koni siedział żołnierz, który wraz z dwoma końmi wywrócił się w bagnie. Na tę scenę nadjechali oficer niemiecki, który coś krzyknął na żołnierza i podniesioną szablą rozciął mu głowę. Nadbiegli inni żołnierze wyciągnęli zapadłe konie z bagna i ścieli wierzbę, prostując w ten sposób drogę, a dopiero na ostatni wóz z [słowo nieczytelne]...nieją załadowali zabitego żołnierza.
Przez kilka dni kościół był zajęty na szpital, a na cmentarzu w zbiorowej mogile pochowano poległych w walce.
Jak twierdzili ranni żołnierze, to w mundurach rosyjskich byli w oddziale broniącym się sami Polacy i dlatego celnie strzelali do Niemców. Na mnie ten incydent z zabitym żołnierzem przez jego dowódcę pozostał w pamięci na całe życie.
Wojna toczyła się na ziemi Polskiej. Front przesuwał się raz w jedną stronę na wschód, drugi raz na zachód.
W miarę przenoszenia się frontu do nas przychodzili coraz to inni - raz Niemcy, to znów Rosjanie, to wreście Austryjany.
Po przyjściu armii Rosyjskiej przyjechał do Podola na dwu tygodniowy urlop mąż siostry Kowalski. Urlop otrzymał z powodu wybuchu w jego pułku epidemii biegunki. Jeszcze mi się urlop nie skończył, a Rosjanie uciekli i przyśli Austryjacy.
W obawie aby go nie zabrali do niewoli do końca wojny ukrywał się przed Austryjakami. Było to bardzo uciążliwe, w dzień przebywał w kryjówce [fragment nieczytelny].
W między czasie znów przyszli Rosjanie, ale już do wojska się nie zgłosił. W jedną noc księżycową udałem się z Kowalskim, celem ucięcia łętów wikliny na koszyki, które on wyrabiał w swej kryjówce. Tereny na których rosła dzika wiklina ciągnęły się wzdłuż łąk między jednym i drugim wzgórzem, w odległości od Podola około 2km. Kiedy już nacięliśmy wikliny i szukaliśmy miejsca na odpoczynek zauważyliśmy na przeciwległym wzgórzu posuwającą się w naszym kierunku tyralere wojska. Od wojska do nas odległość wynosiła niespełna 1 km. Uciekać niezauważeni nie mogliśmy. Postanowiliśmy zaszyć się w krzakach wikliny w miejscu najbardziej bagnistym. Najgorsze nie wiedzieliśmy czuje wojsko atakuje i w razie odkrycia jak mamy się tłumaczyć i co tu robimy wśród nocy.
Po upływie niespełna godziny czasu obok nas usłyszeliśmy klątwę /dunerwetes/ i to nas utwierdziło w przekonaniu, że to są Niemcy. W momencie, gdy Niemcy znaleźli się na szczycie wzgórza usłyszeliśmy karabiny maszynowe i pojedynce strzały. Strzelanina trwała aż do wschodu słońca. My już bez wikliny dotarliśmy do domu siostry, która po usłyszeniu strzałów był pewna, że to Niemcy do nas strzelali i już modliła się za nasze dusze, a tymczasem myśmy powrócili przemoknięci i przemarznięci w najlepszym zdrowiu.
W czasie wojny w armii Rosyjskiej transport żywności i amunicji był dostarczany na front powodami chłopskimi. Na taką właśnie powodę został wyznaczony mój brat Jan, który dowoził na front przez 6 tygodni żywności amunicje; w powrotnej drodze przywoził do szpitali polowych rannych. W czasie swych czynności został ranny w ramię, a jeden koń został zabity. Po zabandażowaniu rany brata zwolniono z powody wraz z pozostały koniem.
W Podolu często przebywały na odpoczynku kilkudniowym oddziały wojska z frontu, które były rozmieszczane w domach. Pamiętam 6 Kozaków, którzy konie umieścili w stajni i stodole, a siodła w wozowni, natomiast sami spali w pokoju, a nas wypędzili do kuchni. Ponieważ wszyscy nie mogliśmy się pomieścić w kuchni wobec tego ja zrobiłem sobie spanie na wasągu w wozowni.
Pewnej nocy tuż przed zapowiedzianym wyjazdem kozaków na front wstałem i odciołem 2 nahaje od siodeł i wrzuciłem do studni z gnojówką. Zrobiłem to dlatego, że takim nahajem żandarm uderzył moją siostrę w czasie kiedy żegnała męża odjeżdżającego do wojska przed 10 laty. Kozacy wyjeżdżający w nocy nie zauważyli braku nahajek, a ja po ich wyjeździe wrzuciłem do studni z gnojówką duży głaz, który wcisnął głęboko nahaje. Po paru godzinach kozacy powrócili po brakujące nahaje. Widocznie mnie podejrzewali, bo najpierw prosili, abym im dał te nahaje to nic mi nie zrobią, a później grozili, że jak nie dostaną to spalą budynki. Odpowiedziałem im, że ja nic nie wiem, a jeżeli im tak bardzo potrzebne, to im dam bat na konie i od pasania krów. Szukali w każdym zakątku i nie znaleźli. Na koniec uwierzyli moim zapewnieniom i zadowolili się ofiarowanemi im batami przeze mnie.
W roku wybuchu wojny Szkoła Podstawowa w Ćmielowie została zamknięta lecz po wkroczeniu Austriaków w roku następnym uruchomiono ją. Zaraz po uruchomieniu Szkoły siostra powiadomiła mię, że mogę zamieszkać u niej i uczęszczać do 7-mio Kl. Szkoły Podstawowej w Ćmielowie. Propozycja siostry bardzo mie ucieszyła, gdyż od dawna o tym marzyłem, a brat jako główny mój opiekun nie stawiał sprzeciwu. Z mojego postanowienia dalszej nauki bardzo ucieszyła się moja matka. Postanowiłem, że postaram się nie być ciężarem dla siostry, a dodatkową pracą, poza nauką zarobić na moje utrzymanie. Słowa dotrzymałem i nie tylko uczyłem się dobrze, ale wykonywałem prace związane z gospodarstwem domowym siostry.
![]() |
| Świadectwo szkolne Władysława |
W czasie wojny Fabryka Porcelany nie była czynna. Teren F-ki zajmował kilkadziesiąt hektarów w tym 5 ha ogrodu owocowego, który składał się z ogrodu tuż przy budynku mieszkalnym i ogrodu poza budynkami fabrycznemi. Do tego ostatniego były dwa wejścia, jedno od strony dziedzińca fabrycznego, a drugie od strony miasta.
Od strony dziedzińca była brama wjazdowa, a od strony miasta odgradzał ogród mur wysoki na 2 metry, a w murze była bramka, kryta daszkiem. Od strony południowej i zachodniej ogród był ogrodzony płotem wysokim na 2,5m, a od północy budynki fabryczne i częściowo płot. Płot był robiony z bali grubych wysokich do 2,5m.
Przez środek ogrodu od bramki, aż do drugiego płotu prowadziła aleja spacerowa szeroka na 1,5m. Po obu stronach alei były wysadzone orzechy włoskie, a poza orzechami różne gatunki drzew owocowych jak: jabłonie, grusze, śliwy, czereśnie i wiśnie.
Zaraz od strony bramki były: warzywa, porzeczki białe, czerwone, agrest i maliny. W samym środku ogrodu były dwa okrągłe stoły, osadzone na nieruchomych grubych nogach, a przy stołach ławki, również umocowane na stałe. Z boku stołów była altana, a obok altany skład owoców z półkami na owoce. W pewnym oddaleniu za altaną była buda dla psa, w której spał pies ogrodowy przez dzień, a w nocy pilnował ogrodu. Był to uroczy tajemniczy zakątek F-ki, który dzierżawił mój szwagier przez cały okres wojny. Przez całe lato do moich obowiązków należało utrzymanie w czystości głównej alei, obsługiwanie klientów przychodzących po owoce do ogrodu i pilnowanie w nocy ogrodu. Pilnowanie w nocy ogrodu należało do najlżejszych zajęć. W altanie było dosyć wygodne spanie na kanapie. Pies ogrodowy zwykle lokował się na jednym ze stołów i na najmniejszy szmer, gdzieś, gdzieś w końcu ogrodu zwykle zrywał się i ze szczekaniem biegł w to miejsce. Miał ten zwyczaj, że jak go spuściło z uwięzi, to najpierw obiegł ogród wzdłuż płotu, a później siadał na stole i nasłuchiwał. Zwykle największego hałasu narobił jak się gdzieś oberwała gałązka z owocami. Pies ten zwał się Bryluś.
Prócz ogrodu w skład gospodarstwa wchodziło: dwie piękne krowy, drób i dwa psy: Karo i Ciapek. Moimi towarzyszami zabawy był wymienione psy, które zawsze z chęcią przebywały w moim towarzystwie, a ja również nigdy nie miałem za dużo ich zabawy. Psy te zawsze były o mnie zazdrosne. Jak byłem w towarzystwie Brylka, to Karo i Ciapek nie mogły do mnie podejść, a jak się zabawiałem z Karem i Ciapkiem, to Brylek z przyzwoitej odległości szczerzył do nich zęby. Niezależnie od miłych zabaw z psami, często miałem też z ich powodu przykrości.
![]() |
| Władysław i psy |
Przez okres wojny F-ka zatrudniała dwóch stróży nocnych i jednego portiera w bramie. Funkcje kasyjera sprawował mój szwagier, do którego obowiązków należał również ogólny nadzór nad majątkiem F-ki. Stróży nocnych psy znały i często im w nocy towarzyszyły. Pewnej nocy jeden ze stróży nie przyszedł do pracy, a w zastępstwie przysłał swojego brata. Psy zwęszyły obcego człowieka na terenie fabryki i napadły na niego. Poszarpały na nim ubranie i byłoby znacznie gorzej się skończyło, gdyby go nie obronił drugi stróż. Drugi raz mieliśmy pięknego trzechtygodniowego cielaka, który z nadmiaru wypicia mleka, zachorował i leżał w gorączce. W związku z tym na naradzie rodzinnej postanowiono oddać go na rzeź. Siostra płakała i prosiła, aby jej oszczędzić tego widoku, jak rzeźnik będzie zabierał cielaka. Upoważniono mnie do sprzedaży i wydania cielaka. Zaprowadziłem żyda-rzeźnika do stajni, w której leżał chory cielak. Żyd zapłacił żądaną cenę i prosił o wypożyczenie taczek do przewiezienia cielaka, bo ten nie mógł ustać na nogach, a był za ciężki, aby go mógł nieść. Pokazałem żydowi skąd ma wziąć taczki i sam się oddaliłem, gdyż również nie mogłem znieść widoku cielaka wiezionego na rzeź. Idąc w kierunku domu usłyszałem żyda "giwałt", a kiedy się obejrzałem ujrzałem żyda osaczonego przez Ciapka i Karo. Złapałem kawałek kija i pobiegłem na odsiecz żydowi. Nawoływania psów nie pomogły. Kiedy wpadłem z kijem między psa a żyda, to w tym czasie drugi pies rozdarł żydowi płaszcz od kołnierza do dołu, a kiedy zacząłem walić drugiego psa, to tym razem pierwszy już rwał na nim resztki ubrania. Ta walka skończyłaby się bardzo źle, gdyby nie wystrzelił z dubeltówki szwagier. Karo, gdy usłyszał strzał natychmiast pobiegł do nogi szwagra, a Ciapek zaprzestał rwać odzież na żydzie.
[na tym kończą się zapiski]


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz