wtorek, 23 stycznia 2024

Genealogia genetyczna - żydowskie DNA

 Wśród "wielkich zagadek", jakie pojawiły się wraz z wynikami naszych testów DNA, jest i taka: nasz dziadek ma szacowane (przez firmę MyHeritage) około 6% DNA aszkenazyjskiego (odpowiada to mniej więcej jednemu prapradziadkowi/babci pochodzenia żydowskiego). Także wśród jego dopasowań DNA jest wielu Żydów i osób z żydowskimi przodkami. 

 

Z punktu widzenia genealogii genetycznej geny aszkenazyjskie są równocześnie interesujące i kłopotliwe - wszystko przez endogamię. Sprawia ona, że z jednej strony można z dość dużą pewnością określić "ten fragment jest wspólny dla tej populacji", ale z drugiej strony te same kawałki DNA dzielone są przez dziesiątki czy setki osób, których najbliżsi wspólni przodkowie mogą być oddaleni o kilkanaście pokoleń - poza zasięgiem genealogii "papierowej". 

 

W naszym przypadku sprawa jest o tyle ciekawa, że po pierwsze, papierowa genealogia urywa się w jednym miejscu właśnie na poziomie prapradziadków z powodu braków w księgach, do których mamy dostęp (choć akurat brakuje nam dokumentów greckokatolickich), a po drugie, w rejonie, z którego dziadek pochodził, rzeczywiście była społeczność żydowska (dziadek macierzysty dziadka był naocznym świadkiem jej tragicznego końca w trakcie 2 wojny światowej  - patrz koniec tej notatki). 

 

Najdłuższy fragment "żydowski" DNA znajduje się u dziadka na chromosomie 14. Dla wielu dopasowań jest to jedyny wspólny kawałek a jednocześnie jest on dzielony (triangulowany) z dziesiątkami osób. Wspólne kawałki z osobami żydowskiego pochodzenia mamy też na chromosomach: 1, 2, 3, 7, 8, 9, 15, 18, 19... Krótko mówiąc, te 6% szacowanego pochodzenia etnicznego nie wygląda na przypadkowe. Analiza dopasowań jest jednak dla nas zbyt trudna na tym etapie. 

 

Na przykład - jeden z największych kawałków (29cM na 14 chromosomie) mamy z panią Zipi K. z Izraela. Jej rodzic Batia G. dzieli z nami tylko 16cM na 14 chromosomie - pozostałe kawałki (a może i cały fragment) w tej lokalizacji pochodzą najwyraźniej od drugiego (nieprzetestowanego) rodzica. W "zwykłym" przypadku fragment długości 29cM byłby teoretycznie możliwy do potwierdzenia genealogią "papierową". Mieliśmy już takie dopasowania, a wspólni przodkowie byli około 5 pokoleń wstecz dla obu stron (10 "kroków" w drzewie). Jednak tutaj natrafiamy na 2 problemy, których być może nigdy nie obejdziemy. Po pierwsze, w populacji endogamicznej wspólne odcinki DNA dla osób dalekospokrewnionych są znacznie liczniejsze niż w populacji nie-endogamicznej. Innymi słowy, będziemy mieć dziesiątki albo setki osób z tym samym jednym fragmentem, który mógł być dziedziczony na dziesiątki albo setki sposobów (jak w przypadku Zipi, która ma ten sam kawałek i od ojca, i od matki). Jak tu znaleźć tych, którzy mają wspólnego przodka "bliżej" do naszych czasów? Problem drugi - brak bliskich żydowskich kuzynów DNA, którzy zrobili test. Według różnych źródeł, okupację niemiecką przeżyło około 40-100 Żydów z Trembowli (z około 4 tysięcy zgromadzonych przez Niemców w tamtejszym getcie). Nawet jeśli jakimś szczęśliwym trafem wśród nich był ktoś, z kim mamy wspólnego przodka, to jakie są szanse, że potomek tej osoby zrobił test DNA?

 

Podsumowując, genealogia genetyczna zasugerowała nam pewien kierunek badań historii rodziny, ale jakiekolwiek konkretne wnioski będą musiały przyjść z genealogii tradycyjnej. Będziemy próbować przeczesać dostępne dokumenty w poszukiwaniu śladu przechrzty, mieszanego małżeństwa, albo nawet kandydatów na nieślubne dziecko z żydowskiego rodzica. A nuż coś znajdziemy?


Egzekucja około 1100 Żydów w 1943 roku w ramach likwidacji getta w Trembowli - część akcji "Reinhardt"

Na stronie: https://collections.yadvashem.org/en/untold-stories/killing-site/14626968-Pleban%C3%B3wka w zakładce ChGK Soviet Reports jest zacytowana wypowiedź naszego Jana "Urbanowicza" Malinowskiego.
"In this connection, Ivan Urbanevich Malinovskiy, an eyewitness from the village of Plebanovka in the Tremboblya [Trembowla] County, reports that, at 8 AM on April 7, 1943, the Gestapo men brought a mass of people – including elderly individuals, men, women, and children, many of them stripped to their underwear – to the shooting site.
When this group reached the pit that had been prepared in advance, four Gestapo men wearing black gloves, who had been stationed at the lip of the pit, began to shoot the people who were being led up to the edge, forcing them to strip first. Those who refused to undress would be thrown into the pit alive.
Malinovskiy goes on to say that, on the same day after lunch, he was dispatched with a cart to transport the people who could not walk on their own to the shooting site:
"I brought the body of a man who had been killed en route to the pit. His body, together with the others, was thrown into the pit. I stood with my cart 10 meters from the shooting site, and asked a Gestapo officer, who was clearly drunk, whether I could approach and take a closer look. After receiving his permission, I went up to the pit and beheld a shocking spectacle that made my hair stand on end. The pit was full of human bodies. People were moving, moaning, and raising their heads and arms. They were immediately beaten with shovels and iron rods, and covered with sand. I was barely conscious as I moved away from the pit and asked the Gestapo officer who had permitted me to take a look: "Are those the last ones? Will there be no more shooting?" To this, the Gestapo man replied: "No, we only killed 1,000 today, but many more remain..."